Tomek wraz z ojcem i resztą grupy wyrusza do Afryki. Głównym celem wyprawy po raz kolejny jest zdobywanie zwierząt do ogrodów zoologicznych – w książce dla dzieci i młodzieży nie za bardzo można jechać na safari żeby po prostu mordować dla trofeów, więc trzeba było wymyślić jakąś bajeczkę (przynajmniej ja tak to odbieram, może jestem przeczulona, wybaczcie). Oczywiście to nie wyklucza w stu procentach polowania na dzikie zwierzęta, więc popisów naszego dzielnego młodego strzelca nie zabraknie, utoczonej krwi również. Nie tylko zwierzęcej.
Pisząc o Afryce w tamtych czasach nie da się nie poruszać trudnych tematów, a ja mam jakąś awersję do czytania o kolonizacji, złym traktowaniu ludności tubylczej, niewolnictwie i tym podobnych. Jako dziecko nie zdawałam sobie sprawy z wielu rzeczy, na które obecnie zwracam uwagę.
Na koniec przyczepię się do "polskiego akcentu":
"Tomek pobiegł między drzewa; powrócił niebawem trzymając w ręku długi, prosty kij. Teraz z podręcznej torby wydobył biało-czerwoną flagę, którą przymocował do drzewca.
— Sambo, będziesz niósł polską flagę na czele karawany — poinformował Murzyna.
Sambo, dumny jak paw z wyróżnienia, wziął chorągiew z rąk Tomka. Kilkakrotnie powiał nią wysoko ponad głową. Polska flaga załopotała w samym sercu Afryki.
— Skąd ci przyszedł do głowy ten pomysł? — zdumiał się Wilmowski, spoglądając ze wzruszeniem na syna".
Dla ...