Kolejna manga, która chciałaby opowiadać o trudnych rzeczach, ale nie potrafi. Odkąd Japonia jest pod ,,okupacją'' Stanów Zjednoczonych i straciła suwerenność (jej część) - dokładnie, w czasach zakończenia II wojny światowej - mam nieodparte wrażenie, że przesiąkli, z każdą mijającą dekadą, amerykańskim myśleniem, zaczęli bawić się w kicz al'a Hollywood. Zadziwia mnie Japonia, ponieważ autorzy książek zazwyczaj są poważni, a segment mang i mangaki robi wszystko, żeby stać się niepoważny. Druga sprawa, że mangi w Japonii to kultura pełną parą - nie ma miejsca, gdzie nie miałbyś dostępu do tej gałęzi rysunkowej (lotniska, sklepy, idziesz przez miasto, a tam billboardy ze znajomymi twarzami z gier, komiksów czy telewizji).
Ważny temat został sprowadzony do roli wątpliwej rozrywki i spłaszczonej psychologii, która opiera się na kontrastach. Sierociniec jako metafora obozu koncentracyjnego, a dzieci jako towar skazane na handel - obrzydliwe. W dobie skandali, gdzie szaleje sprzedaż nieletnimi czy ludzkimi organami, wręcz niesmaczne oraz godne pogardy.