Oj, okładka jest niesamowita i te obrazki, które pojawiają się zawsze przed nowym działem. Tylko ten druczek malutki i ciasny, nieco odbierał chęci do czytania. Aż wstyd przyznać, ale to on sprawił, że wciąż przesuwałam ją w kolejce na później. Jednak kończy się rok i pasowało powołać ją do życia. Na szczęście cała treść była na tyle ciekawa, choć bardzo mnogo opisana, że chętniej czytałam jej strony. Autorka o czymkolwiek by nie napisała, a bohaterzy by nie wspomnieli, to było to bardzo dokładnie opisane. Takie magazynowanie treści pobocznych, które wywołuje napięcie przed opisami głównymi. Praktycznie do samego końca jakikolwiek wątek treści by się nie rozpoczął, to trzeba było długo czekać na jego skończenie. Niepewność jest tu na porządku dziennym wraz z niepokojem. Podobały mi się porównania jakich używał narrator. Były wykwintne i na wyższym poziomie. Bohaterzy nie lubią przyznawać się do swoich błędów, lub słabości. Wolą grać twardych, lecz tak szybko nie dowiemy się dlaczego. Bywają zazdrośni, ale to wiemy tylko my. Była w tym taka prawdziwość, jakby sami chcieli odkryć sposób na bycie w czymś lepszym. By ktokolwiek zapamiętał ich całych, a nie tylko imię i porównanie do kogoś. Silą się na wszystko, by tylko udało im się wyróżnić w tłumie i dostać do wymarzonego miejsca w szeregu Towarzystwa Aleksandryjskiego. Libi cieszy się kwalifikacją do finałowej szóstki. Tu już zaczyna się prawdziwa fantastyka, gdyż każdy z wybranych ma pewien dar. Będą robili co mogli, by pokazać, że są najbardziej mądrzy, wybitni i zwyczajnie lepsi od pozostałych. To oni mieli wybrać osobę, która z ich kręgu zostanie wyeliminowana. Jak sądzicie, kto odpadł jako pierwszy? Co zyskali pozostali?
A teraz dodam, że sceny łóżkowe będą jakby odskocznią od codziennych rywalizacji. Jest ich całkiem sporo i w pewnym momencie zastanawiamy się, która fabuła jest główniejsza. Taka mieszanka czarnego erotyku z ciemną fantastyką. Postacie niby się wyróżniają, lecz w tak wielkim przypływie informacji niekiedy nie pamiętałam kto kim był. Na koniec dodam tylko, że lepiej wiedzieć mniej, niż za dużo:-)