„Szafirowe kłopoty” Marty Kmieć to niezwykle przyjemna, lekka i zabawna komedia kryminalna, podczas której czytania wspaniale się bawiłam! Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i przyznam, że bardzo udane i z pewnością mogę już dziś powiedzieć, że nie ostatnie.
Wioletta to policjantka, która pracuje we wrocławskiej policji i jest zdeterminowana, aby złapać pewnego złodzieja, któremu wciąż przewija się w jej życiu. Dzięki uzyskaniu informacji o chęci kradzieży szafiru, który będzie wystawiany w Wałbrzychu w muzeum. Udaje się złapać złodzieja, ale jemu niestety ponownie udaje się wymknąć. Dlatego determinacja Wioletty nie pozwala odpuścić i wypatruje kolejnego wystawienia szafiru w Krakowie. Niestety nikt nie godzi się na jej udział w tym przedsięwzięciu, dlatego kobieta udaje się tam prywatnie, jednak z zawodowym celem. Wszystko się komplikuje, gdy szafir ginie, a o jego kradzież zostaje oskarżona…Wioletta. To właśnie uporczywy złodziej, którego kobieta ścigała, staje z nią ramię w ramie i stara się kobiecie pomóc dowieść jej niewinności.
Ta książka to świetna odskocznia od codzienności pozwala na dużą dawkę dobrego humoru, zabawne perypetie i dobrą zabawę. Przyznam szczerze, że mi potrzeba było dokładnie takiej lekkiej, a zarazem przyjemnej lektury, w której akcja toczy się cały czas, ale nie gna na złamanie karku, co nie zmienia faktu, że podczas jej czytania z pewnością nie będziemy się nudzić.
Komedie kryminalne są ostatnimi czasy dość popularnym gatunkiem, ale ja bardzo go lubię. Mają kryminalną zagadkę, które uwielbiam, a zarazem pozwalają się nieco pośmiać i odstresować. Dla mnie jest to połączenie idealnie, które zdecydowanie kupuję!
Zdecydowanie bardzo przyjemnie czyta się „Szafirowe kłopoty”, dlatego bardzo serdecznie polecam wszystkim ten tytuł!