Jak napisać książkę o relacji z synem w spektrum autyzmu? I o relacji z matką, za którą podąża jej pełne problemów dzieciństwo? O trudnościach i sukcesach? Uczuciach, lękach i przywarach? Katarzyna Michalczak udowadnia, że najlepszą metodą jest szczerość i poproszenie tego syna o uwagi. O jego aktywny udział w tworzenie ich wspólnej opowieści. Dzięki temu zyskujemy tekst boleśnie szczery, niewygodny i ważny. Taki, który zwiększa świadomość o spektrum, nie wybiela relacji i wyjawia, jak trudno bywa, gdy matka pragnie dużo bliskości, a syn potrzebuje więcej przestrzeni. Gdy jedna osoba chce dopasować wszystko do swojego idealnego obrazu, a druga odstaje od niego bardzo mocno. Ale przede wszystkim, gdy obie wspólnie pracują, by znaleźć się gdzieś pośrodku.
Jestem zaskoczona odwagą autorki. Wyjawienie tak dużej prawdy swojemu dziecku (nawet dorosłemu) może być kontrowersyjne, a mówienie, że czasami trudno jest kochać autystyka (w dużym uproszczeniu, Katarzyna rozwinęła to lepiej) najpewniej wzbudzi kilka oburzonych głosów. I jestem zaskoczona odwagą Radka, który pozwolił ludziom częściowo wejść do swojej głowy. Ale. To największa siła tej książki. Ani relacja nie zostaje upiększona, ani autorka nie robi tego ze swoimi myślami na różnych etapach. Czasami jest jej wstyd, często wspomina zmęczenie, zwykle podkreśla ilość pracy syna oraz swojej własnej.
Dla mnie jest to książka WAŻNA i PIĘKNA, choć trudna. I jestem zachwycona tym, że Radek miał w niej istotne m...