Całkowicie niewiarygodny thriller psychologiczny. Wyjazd na rodzinną wyspę miało okazać się krótką wizytą, ale drobne komplikacje sprawią, że pożegnanie ze zmarłymi, to początek chorej gry z cieniami przodków. Karty na stole - rozdane - wystarczyło połączyć tropy i zrobić z tego jakiś mrożący krew w żyłach dreszczowiec. Tymczasem, co? Dowiadujemy się, że nasz protagonista utkwił w pętli czasowej, a utopiona denatka została zamordowana przez jej sobowtóra? To teraz tak się pisze dramatyczne opowieści? Wrzucanie legend do świata rzeczywistego? Pomijam absurdalność, ale gdyby takie informacje wyszły na światło dzienne - zaczęłaby się masowa panika, no i dlaczego cienie jako ofiary wybrały sobie rodzinę młodego Shinpei? Bo co? - ma powodzenie u kobiet, myśli i nie jest głupi? To dużo wyjaśnia, skąd ofiary młodej inteligencji w Polsce - zabiły ich cienie, no co za pasztet!
Dobra. Zróbmy inaczej. Zawieszam niewiarę i ufam, że mogło dojść do makabrycznych zdarzeń. W porządku, ale nawet, kiedy przyjmiemy motyw do świadomości - to nie jest rozrywkowy thriller! Gdzie budowanie napięcia, jakieś dwuznaczne sygnały czy niejednoznaczność? Nic z tego. Autor jedzie w dosłowne tony, napierdziela w jeden klawisz od fortepianu i sądzi, że to jest miłe dla ucha. To kompletnie wyprane z emocji. Nieco krwawe, co nie umniejsza, ale jak mam się zaangażować w coś, co kuleje od pierwszego rozdziału? A co gorsza - autor napisał trzynaście tomów tego czegoś. Litości, przecież nie dotrwam d...