Kleryk u dominikanów w latach pięćdziesiątych XX wieku był trzymany przez swoich wychowawców pod szczególnym kloszem, który miał go chronić od tego wszystkiego, co działo się na zewnątrz. Ale nie dało się przecież ukryć przed młodymi zakonnikami takich faktów jak nieuzasadnione kontrole w bibliotekach klasztornych, przepędzanie kleryków z obozów wakacyjnych przez milicje czy też siłowe przejmowanie różnych pomieszczeń i zabudowań. Zarządzane czasami przez przełożonych wydłużone modlitwy do św. Józefa Opiekuna Kościoła wskazywały na coś jeszcze gorszego - niebezpieczeństwo zamknięcia klasztoru i rozpędzenia zakonników. Atmosfera niepewności rodziła postawę oczekiwania. Niektórzy nazywali ten stan ?oknostoizmem" - polegał on na wyglądaniu przez okno na świat i ociąganiu się z obowiązkami. Gwałtownie malała liczba kandydatów na zakonników...