Przeczytane
Odwiedzamy USA
Znalazłam tę książkę na bibliotecznej półce i zaintrygowana jej tytułem postanowiłam przeczytać. Nie zawiodłam się, ani nie rozczarowałam. „Śpiewające skały” to powieść obyczajowa z elementami thrillera i dobrze wkomponowanym wątkiem romantycznym.
Psychoterapeutka Lynn McLeod postanawia odpowiedzieć na wezwanie rodziny swojego byłego męża, który po roku małżeństwa zostawił ją dla innej kobiety – zmysłowej tancerki Oriany Devi. Stephen Asche od roku jest niepełnosprawny na skutek wypadku, jakiemu uległ na budowie, a jego dziesięcioletnia córeczka Jilly miewa koszmary, z którymi jej rodzina nie może sobie poradzić. Lynn decydując się pomóc dziewczynce skazuje siebie na przykre wspomnienia i zderzenie z przeszłością, które jest dla niej niezwykle trudne. Ale chęć uwolnienia dziecka od złych snów zwycięża nad zdrowym rozsądkiem i smutną przeszłością. Pobyt w pięknej okolicy u stóp gór Wirginii, w domu, który przed laty zaprojektowali razem ze Stephenem jest dla niej nie lada wyzwaniem, a pomoc Jilly - pozornie zdrowej dziesięciolatce wymaga wniknięcia głęboko w przeszłość rodziny Aschów i wyjaśnienia głęboko skrywanych tajemnic.
Co było przyczyną koszmarów dziecka? Co wydarzyło się naprawdę podczas wypadku na budowie? Czy skały rzeczywiście mogą śpiewać, czy to tylko złudzenie?
Odpowiedzi znajdziecie w tej niezwykle wciągającej i interesującej powieści, która chwilami zaskakuje, czasem wzrusza i bardzo dobrze się ją czyta. Mnie bardzo przypadła do gustu...