To wszystko mogło się wydarzyć w Berlinie w 1953 roku. Osiem lat po kapitulacji Rzeszy, osiem lat przed wzniesieniem haniebnego Muru, który podzielił miasto i mieszkańców na Wschodnie i Zachodnie sektory. Brytyjska jednostka wojskowa mojego męża stacjonowała wówczas w Niemczech. Miejscem dyslokacji był Berlin, skąd po dziesięciu dniach od naszego przybycia wezwano małżonka do Anglii. Rozkaz to rozkaz, nawet jeśli nie zapewnia zakwaterowania dla rodziny. Konkretnie dla mnie i naszych dwóch córeczek. Mąż wyjechał, my pozostałyśmy do czasu znalezienia odpowiedniego garnizonowego mieszkania. Rozłąka trwała kilka tygodni i właśnie wtedy powstał pomysł tej powieści. Zrodził się podczas długich spacerów po cienistych, zielonych przedmieściach między Herr Strasse a Grunewaldem, wśród opuszczonych, zdewastowanych rezydencji, zamieszkanych jeszcze nie tak dawno przez nazistowską elitę. Powstał z zadawanych sobie pytań, kim byli ich lokatorzy i co się z nimi stało. Berlin przedstawiony w tej powieści jest miastem, jakie zapamiętałam. Miałam niewiele obowiązków i dużo wolnego czasu, który wypełniałam sobie sporządzaniem podczas wędrówek dokumentacji, może z myślą o jej literackim wykorzystaniu. Gromadziłam dane o metropolii obróconej w ruinę, a zwłaszcza o jej części zajętej przez Rosjan. Kreśliłam szkice Maifeld - gigantycznego i pompatycznego centrum sportowego zbudowanego przez Hitlera na olimpiadę w 1936 roku, wykorzystywanego później na kolejne parteitagi, przejściowo przyznanego Rosjanom, a potem nam na kwaterę główną sektora brytyjskiego. (...)