(...) Byłam wczoraj na transmisji z Metropolitan Opera. Śpiewaczka, odtwórczyni głównej i jedynej roli kobiecej była tak piękna, że nie można było oderwać od niej oczu. Biło z niej takie wewnętrzne ciepło, kiedy się uśmiechała. Czułam, że mimowolnie odwzajemniam uśmiech. Miły to był wieczór.
Po południu natomiast zdenerwowałam się bardzo. Zadzwonił do mnie znajomy, który ma od strony konstrukcyjnej pomóc mi zbudować nasz dom. Po obejrzeniu map doszedł do wniosku, że widzi problem. Polanka ponoć jest za mała, za blisko las i ciek wodny i... przestałam słuchać. Próbował to powiedzieć wprawdzie delikatnie, ale kontekst wypowiedzi był jasny. "Nie da się", rozumiesz? Po prostu na niego nakrzyczałam, to nie może się nie dać. Ten dom jest naszym marzeniem, ten dom jest moim celem, jest jedyną rzeczą, jaką zrobić mogę dla nas. Jest pomnikiem naszej miłości, jest tym, co po niej zostanie. I to ma się nie dać?
Nie ma takiej możliwości. Przyrzekałam Tobie i Bogu w kościele, że zbuduję Ci dom na naszej polance, że postawię Twój fotel przed kominkiem, że zrealizuję Twoje marzenia, bo Tobie zabrakło dni, i Boga na świadka biorę, że to zrobię. Poruszę ziemię, jeśli niebo nie będzie chciało mi pomóc. (...)
Los połączył nas na krótką chwilę, dając to, o czym marzyliśmy - miłość.
Za chwilę odebrał ją w okrutny sposób. Nie potrafiąc przestać kochać, uśmiecham się do wspomnień. Zaczęłam pisać listy, by dzielić w ten sposób codzienność na pół. Ja tu na ziemi, on TAM, ale wciąż przy mnie...
Składałam słowa usłyszanych wspomnień. To miód na moje obolałe serce, gdy żołnierze mówią o Nim jak o ojcu, a nie tylko o szefie. Słuchałam opowieści, na które zabrakło dni, historii, do których mogę się przytulić.
Postanowiłam je spisać, by ocalić od zapomnienia. To była jedyna rzecz, jaką mogłam zrobić dla ukochanego mężczyzny. Tak powstała ta książka - opowieść o chłopaku z Czeladzi, który został generałem.
Moje honorarium za tę książkę będzie przeznaczone w całości dla żołnierzy Wojsk Specjalnych, wojsk mojego Męża, a w szczególności na poszkodowanych w misjach poza granicami kraju i podczas wykonywania zadań służbowych.
Marta Potasińska
Po południu natomiast zdenerwowałam się bardzo. Zadzwonił do mnie znajomy, który ma od strony konstrukcyjnej pomóc mi zbudować nasz dom. Po obejrzeniu map doszedł do wniosku, że widzi problem. Polanka ponoć jest za mała, za blisko las i ciek wodny i... przestałam słuchać. Próbował to powiedzieć wprawdzie delikatnie, ale kontekst wypowiedzi był jasny. "Nie da się", rozumiesz? Po prostu na niego nakrzyczałam, to nie może się nie dać. Ten dom jest naszym marzeniem, ten dom jest moim celem, jest jedyną rzeczą, jaką zrobić mogę dla nas. Jest pomnikiem naszej miłości, jest tym, co po niej zostanie. I to ma się nie dać?
Nie ma takiej możliwości. Przyrzekałam Tobie i Bogu w kościele, że zbuduję Ci dom na naszej polance, że postawię Twój fotel przed kominkiem, że zrealizuję Twoje marzenia, bo Tobie zabrakło dni, i Boga na świadka biorę, że to zrobię. Poruszę ziemię, jeśli niebo nie będzie chciało mi pomóc. (...)
Los połączył nas na krótką chwilę, dając to, o czym marzyliśmy - miłość.
Za chwilę odebrał ją w okrutny sposób. Nie potrafiąc przestać kochać, uśmiecham się do wspomnień. Zaczęłam pisać listy, by dzielić w ten sposób codzienność na pół. Ja tu na ziemi, on TAM, ale wciąż przy mnie...
Składałam słowa usłyszanych wspomnień. To miód na moje obolałe serce, gdy żołnierze mówią o Nim jak o ojcu, a nie tylko o szefie. Słuchałam opowieści, na które zabrakło dni, historii, do których mogę się przytulić.
Postanowiłam je spisać, by ocalić od zapomnienia. To była jedyna rzecz, jaką mogłam zrobić dla ukochanego mężczyzny. Tak powstała ta książka - opowieść o chłopaku z Czeladzi, który został generałem.
Moje honorarium za tę książkę będzie przeznaczone w całości dla żołnierzy Wojsk Specjalnych, wojsk mojego Męża, a w szczególności na poszkodowanych w misjach poza granicami kraju i podczas wykonywania zadań służbowych.
Marta Potasińska