Zakończenie serii godne jej poprzednich części. Przynajmniej jak dla mnie. Większość wątków zostaje doprowadzona do końca, ale jako, że nie wszystkie można dać szansę własnej wyobraźni. Bohaterowie stają w nowych sytuacjach, ale również w bardzo podobnych do tych, które stanowiły zarzewie kłótni w poprzednich częściach, przekonują się na własnej skórze, że łatwiej jest ocenić, niż wyjaśnić swoje zachowanie.
Po raz kolejny autorka zafundowała nam krok w zaklęty świat snu, zamkniętych i otwartych drzwi, świat, który jest zarówno przerażający, jak i szalenie ciekawy i atrakcyjny. Jest coraz głębiej, coraz mroczniej, coraz... Zgodnie z zasadą stopniowania dramatyzmu, jest coraz bardziej dramatycznie, niewinne przepychanki tym razem mogą skończyć się kompromitacją czy nawet śmiercią niejednej osoby. Pojawiają się nowi i starzy bohaterowie, wrogowie stają się przyjaciółmi i odwrotnie.
Jest (nie)wielki ślub, momenty w których uśmiechamy się na myśl o rodzinie i łączących bohaterów uczuciach i emocjach, jest nawet uśmiechająca się wredna babcia, spełniona niespełniona miłość, wino z rocznika 72 oraz loty samolotem, które z samym lataniem nie mają wiele wspólnego. No i oczywiście, dowiadujemy się kim jest Secrecy.
No i oczywiście na koniec, choć miałam o tym napisać już dwa razy, oprawa całej serii jest fantastyczna. To jedna z tych książek, które chce się wziąć do ręki, dotknąć, palcami wyczuć wzór rysunku. Każda w innej kolorystyce, z innymi motywami, ale każda śliczna i zachęcająca. Wewnętrzne zdobienia też robią swoje.
Nie pozostaje mi nic innego, jak napisać: warto spróbować.
Myślę, że czytelnicy Kerstin Gier chętnie zmierzą się z jej inną propozycją, a dla pozostałych, ale ciekawych nieznanego też nie powinno być źle.
Dla mnie nie było.