Skoczyłem do wejściowych drzwi dostatecznie szybko, by zobaczyć w wizjerze sylwetki dwóch milicjantów idących w stronę mieszkania. Przekręciłem zamek. Wiedziałem już co muszę zrobić, choć czułem, że mam niewielkie szanse na realizację swoich planów. Przede wszystkim muszę zniknąć. W momencie, kiedy zabrzęczał dzwonek, byłem już w drugim pokoju, którego okna - jak się słusznie domyślałem - wychodziły na łagodną skarpę. Otworzyłem okno i niewiele myśląc skoczyłem. Jeszcze trzy susy przez niezbyt starannie utrzymany ogród - i znalazłem się pod płotem z drucianej siatki, między gęstymi krzewami bzu. Usłyszałem, że dzwonek dzwoni coraz natarczywiej...