W stalinowskiej Polsce było całkiem sporo „sąsiadów” żydowskiego pochodzenia – „pracowników” Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, sędziów, prokuratorów, komendantów więzień i obozów pracy, ministrów, wysokich urzędów i zwykłych „śledzi”, katujących ludzi podczas trwających miesiącami przesłuchań. Żyli przeważnie w dużo lepszych warunkach niż Polacy – w enklawach ocalałych z wojennej pożogi, z których bardzo często wcześniej wyrzucano prawowitych właścicieli. Wracali często do domów, zmywali krew z rąk, często dosłownie i byli „sąsiadami”, spacerującymi w niedzielę do pobliskiego parku. Większość z nich nie odpowiada za swoje zbrodnie nawet w sposób symboliczny. Część z nich do dzisiaj śmieje się w twarz dawnym ofiarom. O tych sąsiadach-oprawcach narodu polskiego żydowskiego pochodzenia nie wolno nigdy zapomnieć. Zwłaszcza że ani oni sami, ani „autorytety”, ani państwo Izraelskie, które tak domaga się przepraszania „za Jedwabne”, za nich Polaków nigdy nie przeprosili. Niniejsza publikacja jest przypomnieniem sylwetek zaledwie kilku takich sąsiadów.