Samobójstwa głównych bohaterów zaczynają pojawiać się w twórczości Konwickiego po Październiku 1956. W sugestii dotyczącej przyczyn domniemywanego utonięcia mężczyzny z Ostatniego dnia lata, a tym bardziej śmierci tajemniczego przybysza z Dziury w niebie, wieszającego się – wskazywana jest bezsilność. Trudno żyć w świecie, gdzie nie znajduje się drogowskazów aksjologicznych. Bohater Sennika współczesnego zażywa pigułki nasenne, pod koniec zaś, patrząc na ziemię u brzegu platformy jadącego pociągu, rozważa rzucenie się w dół. Nie jesteśmy jednak pewni, czy się rzuca, a nawet jeśli umierałby w ten sposób, to prawdopodobnie akt śmierci nie zostałby ukazany – z tego powodu, że, jak pisze samobójca z Dziury w swoim „pamiętniku”, w śmierci na torach jest coś po prostu niestosownego: „Przykre to i niesmaczne. Wierzcie mi, że jest wiele możliwości z szynami, lecz żadna nie zadowoli człowieka o odrobinie wyobraźni i rozwiniętym zmyśle dystynkcji”. Toteż gdy śmierć taka pojawi się w końcu u Konwickiego, gdy kwestia „dystynkcji” niewiele zacznie już obchodzić kolejnych jego tragicznych bohaterów, wskazywało to będzie, że autor znalazł się w kolejnym życiowym punkcie newralgicznym. Z całą grozą, okrucieństwem i swoistym brakiem smaku pojawią się tory w wątku starego Witolda w Kronice wypadków miłosnych, dopełniając nieco wcześniejszych u Konwickiego obrazów samobójstwa – skoków z okna z Nic albo nic i Jak daleko stąd, jak blisko. Czas powstania tych utworów będzie już anulował w ogóle obowiązywanie kategorii „dystynkcji”. To okres pomarcowy. Rzucenie się pod pociąg i rzucenie się z okna – zatem zadanie sobie śmierci w sposób szczególnie drastyczny – staje się protestem politycznym i egzystencjalnym.