Czy dobre science fiction powinno rozgrywać się w kosmosie? A może wystarczy zejść w głębiny oceanów, które stanowią większą niewiadomą niż gwiazdy nad nami?
W taki klaustrofobiczny, mroczny i niebezpieczny świat prowadzi nas Peter Watts w pierwszym tomie „Trylogii ryfterów”, którą w cudownym wydaniu wznowiło Wydawnictwo Vesper. „Rozgwiazda” to napisane z rozmachem studium nieprzewidywalności człowieka i natury, której jest częścią, ale również niebezpieczeństw, jaki niesie mariaż neuronów ze sztuczną inteligencją.
Na dnie oceanu, w bazie pozyskującej energię geotermalną z kominów głębinowych Autor zamyka grupę desperatów i wykolejeńców, którzy ze względu na swoje zaburzenia psychiczne żyć na powierzchni już nie chcą lub nie mogą. Zmodyfikowani technologicznie do życia pod wodą z czasem coraz częściej uciekają od ciasnoty bazy w wabiącą ich głębinę. Odnajdują w niej to, czego nigdy nie doświadczyli, spokój i poczucie przynależności.
Jednak świat, który zostawili kilkadziesiąt metrów nad sobą upomina się o nich, a w głębinach rozpoczyna się niewidoczna gołym okiem walka, która może dokonać cywilizacyjnego przetasowania. Czy w obliczu zagrożenia psychopaci z dna oceanu różnią się w czymkolwiek od tak zwanych normalnych ludzi na powierzchni?
Autor po mistrzowsku wykorzystał swoją wiedzę naukową w powieści, która fascynuje nie tylko poprzez do bólu realistyczne ukazanie zagrożeń podwodnego świata, ale też dogłębną analizę skomplikowanej ludzkiej psychiki. A łącząc te elementy z niemalże poetyckim językiem otrzymujemy opowieść, przez którą się nie pędzi, a płynie, dostosowaną dynamiką do wolniejszego tempa podwodnego życia, w którym nie brakuje jednak potworów i nagłych i niebezpiecznych zdarzeń.
Jest mrocznie, wręcz depresyjnie, ale i pięknie, a zakończenie pierwszej części pozostawiło olbrzymi apetyt na ciąg dalszy tej historii.