Do książki mam tylko jedno małe ale- to nieco mniejszy druk:-) Trudno jednak winić druk, skoro środek to przejmująca opowieść, która chwyci za serce każdego. Ja ogólnie rzadko czytam książki o wojnie, lecz zdarza się, że coś mnie do nich przyciąga, jakby chciały, bym odkryła ich historię, bądź przypomniała sobie własną, o ile kiedyś żyłam:-) To cudowna opowieść o miłości, którą rozdzieliły spadające bomby. To czas, kiedy ukochanego nie było w pobliżu i kobieta musiała zdecydować, czy pozostając na miejscu uda jej się przetrwać, czy lepiej by było wziąć drobne rzeczy wraz z garnkiem i uciec. Pomimo kruchego serca, wierząc, że musi to zrobić, uciekła. Wierzyła, że to było najlepsze wyjście. I następnie z roku 1942 przechodzimy do bardziej obecnego dziejącego się w 2002 roku, gdzie poznajemy młodą pianistkę, która niebawem ma mieć występ. Pomimo tremy, jest przy niej ktoś, kto daje jej pocieszenie i zapewnia, że sobie poradzi. Ona sama niby to wie, ale nic nie poradzi na to, że zawsze towarzyszy jej stres. Wie również, że to, co robi, jest całym jej życiem, które uwielbia. Często przyjeżdża też do innego mężczyzny, który jest dla niej kimś więcej, kto posiada długoletnią wiedzę i ogrom zmarszczek na twarzy. To tam właśnie rozpocznie się historia, która od zwykłego dania z pewnej książki kucharskiej przeistoczy się do dawnego czasu i innej opowieści, którą my sami pochłoniemy na jednym wdechu. Cóż zetem wspólnego mają te odmienne czasowo kobiety? Czyżby łącznikiem nie była w...