Początek XVIII wieku. Czarnobrody, Czarny Sam Bellamy, Charles Vane i kilku innych wielkich pirackich kapitanów łączy siły, tworząc coś więcej niż przypadkową zbieraninę złodziei. Byli żeglarze, niezadowoleni służący, zbiegli niewolnicy – każdy z nich zwrócił się ku piractwu w wyrazie protestu przeciwko warunkom panującym na statkach i plantacjach. Wspólnymi siłami ustanawiają surową demokrację, wykrawając własną strefę swobody, w której służący stali się wolni, Czarni zyskali status równych, a przywódców wybierano i obalano na drodze głosowania.
Posiłkując się szczegółowymi badaniami archiwów brytyjskich i amerykańskich, Colin Woodard opowiada dramatyczną historię Republiki Piratów, która śmiała zatrząść fundamentami brytyjskiego i hiszpańskiego imperium, a także rozprzestrzeniła idee demokratyczne. Kilkadziesiąt lat później doprowadziły one do powstania Stanów Zjednoczonych.Tyle dowiadujemy się z okładki.
Do stu tysięcy beczek rumu!
Uwielbiam tę książkę.
Jawi się ona jako swoiste kompendium wiedzy o złotej erze piratów, którzy jako romantyczni awanturnicy rabowali co bogatsze statki.
Na swoich galeonach przemierzali morza i oceany, za nic mieli sztormy i nawałnice.
Czarnobrody, czy Charles Vane, legendy piractwa, ktoś więcej niż zwykli dowódcy swoich statków.
Tworząc podwaliny pod swoiste państwo pirackie, uczynili to jakby w ramach protestu przeciwko warunkom pracy na statkach i plantacjach.
Pierwsza demokracja, która żłopiąc rum, dokonywała abordażów, siejąc strach i przerażenie.
To również grupa osób która potrafiła walczyć o wolność swoją i innych, o poszanowanie drugiego człowieka.
Złota era piractwa nie była tylko fala rozbojów, ale i pierwszą tak znaczną próbą poprawy sytuacji uciskanych.
Autor bazując na archiwach, czyli zachowanych dokumentach i relacjach świadków stworzył niezwykle interesująca pozycję.
Czyta się rewelacyjnie, potrzeba wolności i sprawiedliwego traktowania, żyje w każdym z nas.