Kolejna książka z Uczty Wyobraźni, której nie potrafię sklasyfikować, bo wymyka się szufladkowaniu. I z pewnością nie jest to wada. Z jednej strony mamy tu rozmach międzygwiezdnych korporacji, lotów kosmicznych, odległych światów, odkształceń czasoprzestrzeni i innych, typowych rekwizytów naukowej fantastyki. Sama fabuła oparta jest na wykorzystaniu na pomysłu klasyka literatury SF, Alfreda Bestera, sprzed 66 lat, do którego autor jawnie się odwołuje używaną terminologią (co prawda tłumacz nieco się zamotał w tych odwołaniach albo czytał inną wersję polskiego tłumaczenia Bestera niż ja, ale dla każdego czytelnika klasyki SF jest jasne, o jaką książkę chodzi). Pomysł ten jest jednak dla Jimeneza bardziej środkiem niż celem a jego wykorzystanie dobrze służy dramaturgii wydarzeń. Mamy też trochę elementów thrillera, jak choćby porwania, mordy i spiski korporacyjne. Wszystkie one nie są jednak niczym więcej niż lokalnymi rekwizytami, bo tak naprawdę "Ptaki, które zniknęły" są historią o miłości, która może pokonać wszystko. Historią może i nie do końca składną i kompletną. Szczegółowa analiza wykazałaby być może, że część wątków urywa się bez zakończenia, niektóre postaci autor pozostawia w niedomkniętych fabularnie akapitach bez dania możliwości dopełnienia swoich losów na kartach książki a ostatecznie wszystko, w tym losy całych światów, zostaje poświęcone na ołtarzu głównego wątku. Nie wiem czy taki był od początku świadomy autorski zamiar, czy może są to problemy warszta...