PRZEDMOWA Najpierw pozwolę sobie na wyznanie, spisane już po wielomiesięcznym wysiłku budowania tej książki. Przepraszam Czytelników, że między okładkami ukryte są tu, nie tylko z powodów objętościowych tekstu, ze cztery co najmniej książki, które przenikają przynajmniej cztery, nieprzystające do siebie narracje. Jest tu więc narracja rekonstrukcyjna, w konwencji podręcznikowej, dla różnych dyscyplin wśród nauk pedagogicznych, w której gotów jestem zmierzyć się z każdym, kto zechce dyskutować zasadność przeprowadzonych interpretacji kilku koncepcji wielkich postaci polskiej pedagogiki, czy ich odnoszenia do wielkich koncepcji z rozmaitych miejsc humanistyki i nauk społecznych, w tym zwłaszcza socjologii, psychologii i psychoanalizy. Jest tu także powracająca, narracja krytyczna, zbuntowana na spuściznę PRL-u w zakresie niezdolności niektórych tuzów pedagogiki do powagi i akademickiej rzetelności i wnikliwości w czytaniu własnej tradycji międzywojennej i niezgoda na dominujący u nas dyskurs interpretacyjny. Jest też złość na styl, jakim zadominowała spuścizna marksizmu w polskiej pedagogice, którą trzeba umieć oddzielić od aktualnego jeszcze dorobku, by ani nie ulegać bezkrytycznej afirmacji, ani totalnej negacji i wiedzieć, co można jeszcze przenieść na serio w XXI wiek. Przedstawiłem także w poprzek książki - wynikłą z czytania tradycji i z moich odniesień do współczesnej humanistyki, w trybie narracji adaptacyjnej - wizję metodologiczną uprawiania pedagogiki, związaną ze specyfiką działań pedagogicznych; jest ona osadzona na rozmaitych wersjach i odcieniach kategorii dwoistości, do podjęcia na serio jako zwiastuna przełomu stanowiącego minimum paradygmatyczności i specyfiki wiedzy pedagogicznej. Jest to więc trop teoretyczny stanowiący inną opowieść w stosunku do sporów interpretacyjnych o historię i krytyk. I jest w końcu złość na to, co uchodzi za normę w środowisku polskiej pedagogiki, i na jej ułomności, po części wynikłe z zaszłości, ale po części sankcjonujące stany rzeczy, z których odwrót będzie trudny, jeśli w ogóle jest jeszcze możliwy, a co składa się na styl postrzegania całej dyscypliny, jaką jest pedagogika i co wyraża się w sposobach uprawiania poszczególnych jej subdyscyplin, uwikłanych w ograniczenia wynikłe z pierwszej i drugiej, a bywa, że i trzeciej warstwy moich rozważań. A wyznam, że najbardziej odpowiada mojemu nastawieniu humanisty jeszcze jeden przekrój narracyjny, stanowiący dodatkową książkę-w-książce, będący projekcją, jeśli nie projektem, pewnej filozofii kultury, którą rozumiem, jako minimum tego, co jest konieczne i co ma tu zebrane uzasadnienia dla swojej normatywności, abyśmy wspólnie przeciwstawili się postępującej na naszych oczach degradacji funkcji kulturowej uniwersytetu i drastycznego ograniczania miejsca dla treści humanistycznych, służącego wykorzenianiu z dziedzictwa symbolicznego jako rezerwuaru naszych impulsów rozwojowych. No więc i piątą książkę umiem tu wskazać w tym zawęźleniu tematycznym rozważań. I jak tu w takim splocie miałem napisać spokojną, rzeczową książkę, bez powtórzeń i niespójności, i z poczucia spłacania długu moralnego z jednej strony, a wyrażania skruchy za nie poczuwających się do winy i narastającej wraz z lekturami ludzkiej, ale i profesjonalnej złości na środowisko, z drugiej. Czy można było beznamiętnie pisać o upadku etosu akademickiego, o zagrażającym nam kryzysie instytucji edukacyjnych z uniwersytetem włącznie, czy o niesprawiedliwym losie wielkich ludzi i i o niedoczytaniu ważnych idei, zmarnowanych przez lata dominowania narracji dogmatycznie albo patetycznie marksistowskich? Może powinienem był więc wydać trzy albo cztery książki, jakie tu ukryłem w poprzek analiz wpisanych w tych pięć wątków o różnym charakterze i ukierunkowaniu. Tymczasem chciałem w jednym miejscu zgromadzić całą powagę, na jaką mnie stać, i za jednym zamachem uwolnić się od całej ciążącej mi niezgody na pozory, jałowość i powierzchowność, które uchodzą u wielu niestety za pełnię, wzniosłość i szlachetność akademicką, przejawy traktowania tradycji i rozumienia nowoczesności. A co najważniejsze, chciałbym pozyskać młodych, studentów, doktorantów i pracowników nauki do skończenia wreszcie z zadawalaniem się pokutującymi po lokalnych kątach namiastkami spotkań z tradycją myśli akademickiej i z nawykami podawania treści, za którymi nie stoi prawdziwy trud i przejęcie się sprawą prawdziwej wspólnoty akademickiej. A tu nawet w grę wchodziły dramaty życiowe ludzi na lata odsuniętych od normalnego życia akademickiego, których myślenie i dorobek uchodziły za martwe i stanowiące przeżytek w morzu postępu. W każdym razie, każdy czytelnik może tu w tomie wybrać sobie taką książkę, z czterech, czy pięciu, jaką zechce przeczytać. Ja musiałem napisać wszystkie. Razem i za jednym zamachem. Po stwierdzeniu powyższego pora wreszcie zacząć, na dobre i na złe. I na przekór wielu. Bo nie ma tu miejsca na kompromisy czy uprzejmości i układanie się w konwencjonalną poprawność. Toczę bowiem spór o sprawy zasadnicze dla osadzenia naszej tradycji naukowej w obecnych i przyszłych dokonaniach. Pedagogika w Polsce jest na zakręcie i grozi jej poślizg wynikający z wielu przejawów nieodpowiedzialności za własne dziedzictwo i za zbyt szybkie i powierzchowne parcie do sukcesów instytucjonalnych, bez należytej refleksyjności dotyczącej własnego osadzenia w przestrzeni, z jednej strony akademickiej humanistyki, a z drugiej strony w ogromnej skali przeobrażeń w praktyce społecznej i świadomości kulturowej, nie zawsze idących w stronę niosącą nadzieje na demokrację, obywatelskie zatroskanie i kulturowe zakorzenienie w świecie wartości, symboli, złożoności losów i paradoksalności prawd, które trzeba umieć udźwignąć aby można było się z nimi zmierzyć i móc uczestniczyć w dalszych przeobrażeniach cywilizacyjnych. Pora na ciężką pracę, intensywne myślenie i śmiałość walki o ważne sprawy.