W XVIII wieku armie rosyjska i osmańska spotkały się na polu bitwy czterokrotnie. To właśnie w tym stuleciu Rosjanie odnieśli jedne z najgłośniejszych zwycięstw i jednocześnie jedne z najbardziej gorzkich porażek, nie tylko w wojnach z Imperium Osmańskim, ale i w całej historii wojskowości rosyjskiej. Nawet pobieżne zapoznanie się ze źródłami daje jednoznaczną odpowiedź na pytanie o wynik trzydniowej bitwy, która rozegrała się pod Stănilești, nad brzegiem rzeki Prut, w lipcu 1711 roku – była to bezwarunkowa kapitulacja armii rosyjskiej i cara Piotra I osobiście. Niemniej jednak do dziś czołowi rosyjscy znawcy historii kampanii pruckiej bronią tezy, że car opuścił brzegi Prutu jako zwycięzca.
Rzecz w tym, że historia kampanii pruckiej całkowicie rozbija utrwalony w historiografii mit Piotra jako wielkiego dowódcy, mądrego i dalekowzrocznego stratega, który przez wieki dominował zarówno w nauce historycznej, jak i w świadomości społecznej. Zamiast tego gloryfikowanego obrazu, widzimy przestraszonego na śmierć, niemal pokonanego monarchę, biegającego histerycznie po obozie rosyjskim, otoczonego ze wszystkich stron przez wroga, niemogącego wypowiedzieć ani słowa – takim współcześni widzieli cara Piotra nad brzegiem Prutu. A przecież dwa lata temu ten sam monarcha z triumfem świętował swoje zwycięstwo nad najsilniejszą i najbardziej zdyscyplinowaną armią w Europie. Zawsze trudno pogodzić się ze złudzeniami rozbitymi do fundamentów, dlatego w rosyjskiej historiografii pojawił się kompromisowy obraz wojny rosyjsko-tureckiej z lat 1710-1713, w którą Piotr zaangażował się nie z własnej woli i wyszedł z niej z poczuciem godności.
W rzeczywistości sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Triumfator spod Połtawy, car Piotr I traktował zbliżającą się wojnę jako łatwą rozgrywkę, ufając lekkomyślnym zapewnieniom niektórych doradców, że wszyscy chrześcijanie na Bałkanach powstaną, gdy tylko car i jego armia staną na osmańskich ziemiach. Jak zobaczymy poniżej, obiecanego powstania nie było nawet w kartach – armia rosyjska została pozostawiona twarzą w twarz z Osmanami, którzy w przeciwieństwie do Rosjan poważnie traktowali swojego wroga i odpowiedzialnie podchodzili do takich rzeczy, jak planowanie i wywiad, o czym rosyjscy generałowie tym razem zapomnieli, ufając niepewnym szpiegom i agentom spośród bałkańskich chrześcijan...
Mapy: 10
Rzecz w tym, że historia kampanii pruckiej całkowicie rozbija utrwalony w historiografii mit Piotra jako wielkiego dowódcy, mądrego i dalekowzrocznego stratega, który przez wieki dominował zarówno w nauce historycznej, jak i w świadomości społecznej. Zamiast tego gloryfikowanego obrazu, widzimy przestraszonego na śmierć, niemal pokonanego monarchę, biegającego histerycznie po obozie rosyjskim, otoczonego ze wszystkich stron przez wroga, niemogącego wypowiedzieć ani słowa – takim współcześni widzieli cara Piotra nad brzegiem Prutu. A przecież dwa lata temu ten sam monarcha z triumfem świętował swoje zwycięstwo nad najsilniejszą i najbardziej zdyscyplinowaną armią w Europie. Zawsze trudno pogodzić się ze złudzeniami rozbitymi do fundamentów, dlatego w rosyjskiej historiografii pojawił się kompromisowy obraz wojny rosyjsko-tureckiej z lat 1710-1713, w którą Piotr zaangażował się nie z własnej woli i wyszedł z niej z poczuciem godności.
W rzeczywistości sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Triumfator spod Połtawy, car Piotr I traktował zbliżającą się wojnę jako łatwą rozgrywkę, ufając lekkomyślnym zapewnieniom niektórych doradców, że wszyscy chrześcijanie na Bałkanach powstaną, gdy tylko car i jego armia staną na osmańskich ziemiach. Jak zobaczymy poniżej, obiecanego powstania nie było nawet w kartach – armia rosyjska została pozostawiona twarzą w twarz z Osmanami, którzy w przeciwieństwie do Rosjan poważnie traktowali swojego wroga i odpowiedzialnie podchodzili do takich rzeczy, jak planowanie i wywiad, o czym rosyjscy generałowie tym razem zapomnieli, ufając niepewnym szpiegom i agentom spośród bałkańskich chrześcijan...
Mapy: 10