Od ziarenka aż do porcelanowej filiżanki (kubka i owszem – również). Z gorących i wilgotnych plantacji po sypialnie, jadalnie i kawiarnie. Sklepowe półki i bloki czekoladowo-reklamowe. Czekolada, napój bogów, moc zaklęta w słodko kwaśnym naparze. Gęsta zawiesina, roztapiająca się między palcami, a w dodatku jedyny w swym rodzaju dźwięk, gdy łamiemy tabliczkę… Smak, który rozlewa się przypływami na podniebieniu.
A zaczyna się niepozornie – ale czy naprawdę chcecie wiedzieć, jak się to wszystko odbywa? Przez fermentację, która potrafi trwać aż pięć dni, kiełkowanie (dzięki niemu nasiona nabierają „ten” smak), dwutygodniowe suszenie, palenie i obłuszczanie, które odsłania serce nasienia – czekoladową bombę, jej esencję i ambrozję – zwaną po prostu miazgą kakaową…
Książka Michaela D. Coe i Sophie D. Coe to fascynująca wyprawa w przeszłość, w dżunglę, prosto w majańskie dekoracje, w czeluści azteckich miast, tajemnice i legendy, aż po czasy, gdy niepozorne nasiona przekraczają granice oceanów i docierają na Stary Kontynent. Nikt jednak nie ogłasza sukcesu. A ileż wysiłku przynosi jej przyrządzenie – trzeba zetrzeć ziarna na miał przy użyciu specjalnej, najlepiej podgrzewanej tarki „metate”, a tym, moi drodzy, jaśniepaństwo zajmować się nie będą. I może dlatego czekolada staje się napojem wybranych (tych, co mają niewolników/służbę, czyli tych samych, którzy szczycą się wysublimowanym smakiem). Mijają stulecia i z królewskich salonów drogocenny napój trafia...