Kolejna przygoda, ale tym razem z innymi mieszkańcami Avonlea. Jest tutaj wzmianka o Ani, ale poza tym każde opowiadanie dotyczy innego aspektu życia, osoby i jego problemów.
Szczerze mówiąc dawkowałam sobie po opowiadaniu dziennie - nie chciałam zbyt szybko opuszczać klimatu miasteczka i jego mieszkańców. Opisy widoczków, które kiedyś kiedyś w książkach mnie nużyły w książkach Montgomery są pokrzepiające i robią fajny wstęp do świata każdego z bohaterów, czy też jego historii.
Każda historia zabiera nas w świat innego mieszkańca, jego przeszłości, myśli, lęków, marzeń... Jedne były wzruszające i smutne, a inne dające nadzieję i nieco pozytywniejsze. Trzeba brać pod uwagę czasy, kiedy były pisane, ale i tak sam wniosek nie traci na aktualności - sensem życia jest miłość.
Powoli kiełkuje we mnie myśl, że ten, kto nie ma w życiu czegoś, co kocha całym sercem - jego życie nie ma dla niego celu... Czy to kuzyn, dziecko, dorosły, czy kociarnia, pasja, praca... Jak sama Montgomery pisze, że gdy ma się coś, co się kocha - nie dostrzega się niedostatków czy skromności naszego życia. Bo czy to ważne, że nie mam ciuchów z jakiegoś H&M skoro wystarczy mi co mam, a te 50zł przeznaczam na jedzonko dla kotków?
Milej lektury życzę i wszystkie książki Montgomery polecam!
Ja w kolejnym wpisie będę się już z Avonlea żegnać... Ale jeszcze stosik stoi na półce. Książki można za grosze znaleźć w necie - nie stan, a treść...