Tak. Zdecydowanie tak. Jest równie dobrze jak było w przypadku Naturalisty. O ile nie lepiej.
Znany z poprzedniej części profesor Theo Cray po raz kolejny postanawia przyjrzeć się sprawie zaginionego dziecka. Mały Bostrom przepadł ponad 9 lat temu. Działania policji nie przyniosły żadnych rezultatów, a one same nie należały do zbyt aktywnych. Zdesperowany ojciec cały czas poszukuje wieści o synu. Jakichkolwiek. Cray wyrusza do Los Angeles gdzie przyjdzie zmierzyć mu się nie tylko z opieszałą policją, utraconymi tropami, ale również nie jednym, a wielokrotnym zaginięciem dzieci.
Brzmi bardzo podobnie do Naturalisty, ale nic bardziej mylnego. Oczywiście mamy młodego naukowca, który nie zmienił się tak wiele od czasów poprzedniej części. Może zyskał na ostrożności (ale nie zawsze), może nauczył się większej dyplomacji (czasami mu to wychodzi), może nie wtyka tak często nosa w nieswoje sprawy (to rzadziej niż częściej). Ale nadal, i to już podejrzewam niezmiennie, ma w sobie potrzebę wyjaśnienia niewyjaśnionego. Przy użyciu swojej głowy, zawartych w niej informacji, swoich programów oraz znajomościom z ludźmi, którzy mogą mu pomóc, stara się odkryć losy małego chłopca. Kiedy trafia na ślad, nikt nie może go zatrzymać.
Fantastycznie opowiedziana historia. Z wątkami naukowymi, technicznymi o których ciężko czytać ze zrozumieniem, ale Mayne posiada zdolność przekazu trudnych dla niejednego humanisty skomplikowanych informacji z dziedziny biologii czy biotechnologii. Jego pomysły są niecodzienne, bardzo nowatorskie i choć nie wiem czy nie stanowią choćby w jakiejś części fikcji autora, czyta się i wierzy się w nie znakomicie.
Lubię Theo, lubię jego prace, metody dochodzenia do prawdy. Jego sposób myślenia jest fascynujący i myślę, że jeszcze nie raz może zaskoczyć czytelnika drogami jakimi biegną jego myśli.
Dobry bohater, znakomita akcja, pokonanie tych, którzy uznawali się za bezkarnych, lekkie pióro i nowinki techniczne.
Znakomita lektura.
Polecam z całego serca.