Książki z serii "Naokoło świata' to dla mnie sprawdzona marka, bo z każdej z nich dowiaduję się czegoś nowego i pozostaje we mnie wrażenie, że nie faszerowano mnie fikcją. Tutaj mamy do czynienia z opowieścią Osy Johnson, żony Martina Jonhnsona, którzy razem przemierzyli Nowe Hybrydy, Borneo i Afrykę Równikową filmując ludzi i zwierzęta. Para zaczęła swoją pasję od obserwacji prymitywnych plemion ludożerców, a potem rozwinęła swoje zainteresowania na zwierzęta. Obserwowali słonie, lwy, goryle i inne zwierzęta w ich naturalnych warunkach. Było to o tyle innowacyjne, ze działo się to sto lat temu, gdy Afryka była kontynentem skolonizowanym, zaś 'biali' zazwyczaj polowali na zwierzęta.
W tle opisów, mamy w tej pięknej książce opis pięknej miłości dwojga ludzi, którzy dzielili pasję, wspaniale się uzupełniając. Osa, narratorka, na każdym kroku wspomina o trosce o męża i trosce męża, o tym, że zawsze go wspierała, że dzieliła z nim życie i przygody.
To była niezwykła kobieta. Niezwykłe czasy i niezwykłe małżeństwo, takie, którego już nie spotkamy w dzisiejszych egoistycznych czasach.
Bo która współczesna kobieta tak jak Osa Johnson przejdzie bez słowa przez całą galerię handlową nie kupując ani ciuszka, jednocześnie wydając dużą sumę na sweterki dla gibona i orangutana?