Boleśnie prawdziwie o murzyńskiej duszy w małomiasteczkowej rapsodii. Jakby tłuczenie gwoździa do skrawka aorty płucnej. Tytułowy Porgy to kaleka-hazardzista. Regularnie grywający w kości. Biedne to dziecię południowych granic nad zatoką wśród łopoczących skrzydeł statków. Melancholijnie wbity w przestrzeń, odnajduje kobietę swego życia, która wciąż boryka się z trudną przeszłością. Uzależniona od ,,magicznego'' proszku, nie potrafiąca zerwać z dawną miłością do alkoholi i grubiańskich panów. To nie Nowy York, gdzie czarnoskórzy pozerzy chadzają po kostkach brukowych w łańcuchach, a język to miejski slang w dzielnicy wojny gangów. Tylko prawdziwa ulica, gdzie biali rzadko zaglądają, a jeśli już ktoś do kogo się zwraca, to murzyn do białego, wykształconego pana - najczęściej koronera czy prawnika. W najczarniejszym porcie to murzyni wierzą w godny pochówek, w szczere intencje bez względu na kolor skóry i zobowiązania. Smutna opowieść o ludziach z piętnem na ciele, rysująca emocje na twarzy, gdzie biali stali się potworami z przyczyn posiadanego majątku oraz wyniszczającej walki bez powodu. Sercowy jazz - na skraju tęsknoty za straconą pogodą ducha.