Wspomnienia żydowskiego policjanta z łódzkiego getta Obozów pracy nie tworzono po to, żeby ktoś wyszedł z nich żywy. Przetrwanie w nich wymagało pomysłowości, przyjaciół, gestów ludzkiej dobroci, a nade wszystko - szczęścia. Jako szesnastolatek Anatol Chari musiał przeprowadzić się do getta. Jego ojciec, osoba powszechnie znana i lubiana w Łodzi, został zamordowany przez gestapo, lecz młodego Tolka nadal chroniły "poły ojcowskiego płaszcza" i sympatia przewodniczącego rady gminy żydowskiej Chaima Rumkowskiego. Chari wstąpił do żydowskiej policji zwanej Sonderkommando, co dawało mu znaczne przywileje. Po likwidacji getta miał wystarczająco dużo sił do pracy, by w Auschwitz nie posłano go do komory gazowej. Przeszedł przez kilka obozów koncentracyjnych, pozostając przy życiu dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności i wsparciu od innych ludzi. W końcu wylądował w Bergen-Belsen. Tam po dwu tygodniach został wyzwolony przez Brytyjczyków. Przez całe życie Anatol Chari zastanawiał się, dlaczego przetrwał Holokaust i jak różni ludzie zachowują się w tak ekstremalnych warunkach. "Istnieje prawidłowy i nieprawidłowy sposób ciągnięcia zwłok. Nauczyłem się tego w Bergen-Belsen. Niczego innego do roboty w Bergen-Belsen nie było - tylko ciągnięcie zwłok". ANATOL CHARI urodził się w 1923 roku w Łodzi. Po zakończeniu wojny i wyzwoleniu z obozu koncentracyjnego Bergen-Belesen spędził jakiś czas w obozie dla dipsów (displaced persons). W Niemczech ukończył studia stomatologiczne i w 1951 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Pracował jako parodontolog w Kalifornii, gdzie mieszka do dziś.