Człowiek schylony nad białą kartką papieru. Skupiony i milczący, skupiony tylko na tym, co rozgrywa się pomiędzy nim a nienadchodzącym słowem. To jeden z trwałych motywów europejskiej wyobraźni. Milczenie jest tu oczekiwaniem na trans, na SŁOWO, które ma go nawiedzić, które przyjdzie lub zostanie zesłane. Chodzi właśnie o pierwszy impuls, o to, aby – jak przez katodę – zaczęły przebiegać drgania, prąd, wytrącający to, co niepotrzebne, aby myśli i słowa zaczęły płynąć własnym, czystym nurtem. Kim jest ten człowiek? Jego praobraz to zapewne szaman, czarownik oddzielony od całego świata, samotny, w upojeniu oczekujący, aby podjąć swój obrzędowy taniec, modlitwę, ekspresję. To kapłan wśród ciszy wiernych szukający słów, którymi ma za chwilę przemówić do nich – i do Boga. To śpiewak, jeszcze nieobecny, jeszcze wsłuchany w samego siebie – zanim uderzy w struny.
Stanisław Jaworski, „Piszę, więc jestem” (z Rozdziału I)
Drugie wydanie książki Stanisława Jaworskiego, opublikowanej po raz pierwszy w roku 1993, nie jest edycją jubileuszową, antykwaryczną, reprintową. Uzasadnia je przeświadczenie, że „Piszę, więc jestem” pozostaje nadal – po trzydziestu latach – książką ciekawą i inspirującą. Jest w niej pewna energia myśli i wyobraźni, którą warto dziś wykorzystywać. Co stanowi siłę tej pracy? Najkrócej: intrygujące i integrujące wyznaczanie zakresu refleksji o procesie twórczym. Mateusz Antoniuk (z Posłowia)