W roku 778 Karol Wielki wyprawił się do Hiszpanii przeciw Saracenom. Jedna z bitew rozegrała się w wąwozie Roncevaux, gdzie ariergarda wojsk Karola, dowodzona przez hrabiego Rolanda, została napadnięta przez górali baskijskich i właściwie wyrżnięta w pień. Po delikatnych korektach i przypudrowaniu powstała z tej historii „Pieśń o Rolandzie”, najbardziej znany francuski epos rycerski.
Jak to już w chansons de geste bywa, Roland zyskał też trochę na męstwie i innych zaletach – na przykład zamiast po prostu dać się zaskoczyć w tym wąwozie, padł ofiarą spisku – w końcu to bardziej przystoi wspaniałemu rycerzowi. Poza tym mamy tu sporo innych walorów edukacyjnych: najważniejszy jest honor, odwaga, posłuszeństwo i ślepe oddanie władcy (nawet za cenę własnego życia, bo wezwanie pomocy to jakiś straszliwy wstyd był przecież).
Jak się tak rozpłatywali wszyscy na tym polu bitwy, to mi się ich właściwie żal zrobiło. Nie do końca kupuje ten obraz idealnego rycerza średniowiecza. Wolałabym mimo wszystko żyć dalej, nawet za cenę utraty mojej rycerskiej czci. Lubię mój mózg i wolałabym, żeby mi się uszami nie wylewał :P