Ta pozycja jest naprawdę świetna. Z wielką lekkością przemierzałam każdą kolejną stronę, która magicznym sposobem nie pozwalała mi odłożyć jej na bok.
Opowieść zaczyna się nagle bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, by dopiero na łamach historii zdradzić nam poszczególne fakty. Kiedy jednak dotarłam do momentu zdrady, aż serce zaczęło mi bić szybciej. No nie potrafiłam uwierzyć w jak perfidny sposób ten mężczyzna kłamał:
,, Maluję sobie, maluję, skwar, aż pot sam leci z czoła, a tu podchodzi do mnie jakiś pan i prosi, żeby zrobił portrety jego dzieciom. Szkopuł w tym, że nie miał tych dzieci ze sobą, tylko w domu na obrzeżach miasta. Normalnie by mi się nie chciało jechać, ale on już dawno wyczekiwał, żebym mógł wreszcie spełnić jego prośbę. No to z dobrego serca pojechałem. Ale on nie mógł mnie zabrać od razu, tylko kazał mi czekać. To czekałem i dopiero późnym wieczorem zabrał mnie swoim samochodem".
Aż szkoda zdradzać, co się dalej działo. On chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że każdy by go przejrzał na wylot. Może za wyjątkiem...
Niemniej jednak historia pełna napięć i druzgoczących emocji. W pewnym momentach wywoła w was salwy śmiechu, aczkolwiek nie określiłabym jej jako zabawnej. Odpowiednim stwierdzeniem jest tu słowo ,,życiowa".
Nie szukajcie tu opisów bohaterów, bo są pobieżne i rozłożone w czasie. Czytając ją odczujecie pewnego typu niesprawiedliwość. To, co spotkało bohaterkę, czyli autorkę jest naprawdę okropne. To jej autob...