Historia niesamowicie mnie kręci, więc tylko czekałem na możliwość przeczytania "Pańszczyzny" (która swoją drogą została wydana w dniu moich urodzin - najlepszy prezent!).
Lektura zdecydowanie nie była łatwa - cholernie trudno czytało się o poddaństwie chłopów; poddaństwie, które było w zasadzie polską wersją rozpowszechnionego na całym świecie niewolnictwa. Tym jednak trudniejszą, że Polacy robili to Polakom.
Książka to idealne potwierdzenie tezy, że historia wiele może współczesnych nauczyć i wytłumaczyć pewne zjawiska. Ja, młoda osoba żyjąca od urodzenia we współczesnej wsi i obcująca z wiejską mentalnością, widzę spuściznę pańszczyzny, której niesławne echa obecne są także teraz, w, wydawać by się mogło, cywilizowanym XXI-wiecznym świecie. Alkoholizm, agresja i przemoc słowna czy fizyczna, fikcja świętego Kościoła Katolickiego - to wszystko nadal na polskiej wsi jest obecne. Pomimo że poddaństwo zostało zniesione "dawno temu", nie da się w mgnieniu oka z mentalności, obyczajowości, zwyczajów usunąć dziedzictwa trwającej przeszło 400 lat pańszczyzny.
Przechodząc z treści do bardziej technicznych spraw - spodziewałem się i oczekiwałem od autora większego obiektywizmu. Obecna w książce argumentacja przeczy sama sobie (był przypadek, że autor o czymś pisał, po czym za kilka stron zaprzeczał swojej wcześniejszej opinii), a niektóre oskarżenia autora są wręcz absurdalne. Janicki wyraźnie podkreśla i akcentuje swoje zdanie, które notabene nie zawsze jest spójne, zostawiając mało pola do myślenia czytelnikowi. Nie da się chyba w sprawie pańszczyzny zająć stanowiska jej przychylnego, niemniej, powtarzając się, oczekiwałbym większego obiektywizmu. W tym wypadku obecna jest retoryka, którą ja nazywam lewicową (bo w stronnictwach lewicowych jest najbardziej dostrzegalna, ale opanowała każdą stronę polskiej sceny politycznej).
I żeby ktoś nie zrozumiał mnie źle, więc rozjaśniając - czy pańszczyzna to w zasadzie ładniejsza nazwa na niewolnictwo, większość szlachciców I Rzeczypospolitej żerowała na cierpieniu poddanych chłopów, a Kościół, cicho bądź głośno, wspierał ten cały proceder? Bez wątpienia - nad tym chyba nie trzeba dyskutować. Ale z drugiej strony czy wszystkie oskarżenia autora są trafne, spójne, trzymające się kupy? Stanowczo nie - niektóre są wręcz absurdalne.
Mocno ubolewam, że tak dobrze merytorycznie napisaną książkę w pewien sposób zniszczyła nadgorliwość autora, który czasami usilnie, sprawiając wrażenie człowieka, który nie przyjmuje do wiadomości innych opinii, próbował czytelnikowi wtłoczyć swoje zdanie.