Julian Bartosz, historyk, wrocławski dziennikarz, przyznaje, że już się na tyle postarzał, że czas na wspomnienia. Kto pamięta go z dawnych lat - powie, że to raczej dowód na to, że znany z niespożytego temperamentu dziennikarz i niemcoznawca ciągle jest w formie, nie zamilkł. Bo czy coś jest w stanie stępić pióro Zgryźliwego Dogmatyka. Bartosz „ukrywał się” pod tym pseudonimem w założonym przez siebie tygodniku „Sprawy i Ludzie”. Jego komentarze wywoływały wściekłość w komitetach i odrazę w kręgach nielegalnej wówczas opozycji politycznej. A wszystko to „działo się w dziejowej dziurze. Polski wtedy rzekomo nie było”, jak pisze. Po kilku latach medialnego milczenia wraca do tych czasów ze świadomością podejmowanego ryzyka, gdyż wspomnienia są jak potłuczone szkło, chodzić po nim nie należy - pokaleczyć się można.