𝙊𝙨𝙩𝙖𝙩𝙣𝙞 𝙘𝙪𝙙 - 𝙧𝙚𝙘𝙚𝙣𝙯𝙟𝙖
Obiecuję (i nie krzyżuję palców za plecami!), że w grudniu będę błogo leniuchować i dam odpocząć moim oczom i nie będę Was bombardować dziesiątkami postów! Musicie mi wybaczyć, ale ta jesień obfitowała w tak wspaniale, cudowne, jedynie w swoim rodzaju premiery, że chciałam być ze wszystkim w miarę na bieżąco. Dlaczego czytałam, czytałam, czytałam! ...z krótkimi przerwami na zajęcia, kawę, zabawy z psem, spacery z mężem. Ale tak, głównie czytałam! I czytam nadal, bo mam dla Was jeszcze kilka perełek!
A tą dzisiejszą perełką jest powieść, którą pokochałam całym sercem!
•
Państwo Łapkowie są bezdzietną parą pięćdziesięciokilkulatków, zamieszkują Strzemieszyce Wielkie - małą miejscowość, która nie wyróżnia się absolutnie niczym. Do czasu! Wiadomość o ciąży Jolanty była ogromnym zaskoczeniem dla rodziny i sąsiadów. Jednak dla przyszłych rodziców był to prawdziwy cud!
Dziecko przyszło na świat zdrowe i uszczęśliwiło wszystkich wokół!
Każdy, kto patrzył jak mały Janek rośnie nie mógł przypuszczać, że mały brzdąc na zawsze zmieni oblicze swojej rodziny i całej wioski...
•
Marzena Orczyk-Wiczkowska uratowała moje czytelnicze serce! „Ostatni cud” czytałam z zapałem i wzruszeniem. Ta powieść jest magiczna - niesie ze sobą porządną dawkę dobra i miłości.
Autorka zadbała o wyraźne charaktery - te dobre i te mniej dobre, które rywalizują ze sobą na każdym kroku. Akcja całej powieści kręci się wokół małego chłopca, jego szczególnych mocny i wpływów, jakie próbują wywierać na nim poszczególne osoby.
Przeczytajcie „Ostatni cud” - nie będziecie żałować ani minuty spędzonej z tą powieścią! Jestem o tym przekonana! To jedna z tych książek, do których uśmiecham się każdego dnia, gdy widzę ją na półce! @wydawnictwolira zadbało o cudowną szatę graficzną, która jest najpiękniejszą wizytówką tej pozycji!