Kilka wniosków po przeczytaniu całej Trylogii w dziesięciu (naciąganych) punktach:
1. Abercrombie jest zębowym fetyszystą, co i rusz pozbawia swoich bohaterów zębów, a to w salach tortur, a to na polach bitew, w każdym razie świat Pierwszego Świata, jest światem niepełnego uzębienia.
2. Na tle pierwszego i trzeciego tomu, tom drugi wypada trochę blado i na siłę, ale cóż: Bóg trójcę lubi.
3. Abercrombie jest mistrzem dynamicznych scen: bitw, pojedynków, pościgów i tak dalej - to co u innych autorów nudzi powtarzalnością u niego zachwyca krwawym, bezkompromisowym pięknem.
4. Glokta to kawał skurwysyna ...
5. ... ale i tak nie sposób go nie polubić.
6. W ogóle Abercrombie dość mocno znęca się nad swoimi bohaterami, ale do Martina sporo mu brakuje ...
7. ... i w sumie dobrze, bo się do nich przywiązałem przez te trzy wielgachne tomy...
8. ... i mimo chwilowego zmęczenia wiem, że niedługo sięgnę po "Szczyptę nienawiści".
9. Pisarstwo Abercrombiego nie przypadnie do gustu każdemu, bo chłop naradę potrafi być obrzdliwie plastyczny w opisach tortur i ran wojennych, do tego zdrada i podłości są w jego świecie na porządku dziennym, a dobro i zło to pojęcia bardzo względne ...
10... z drugiej strony nie jest pomidorówką, żeby każdemu smakował.