„Las dosłownie drżał od tych dźwięków. Niestety, nie mogłem dostrzec jelenia, słyszałem tylko, jak dzielnie walczy z krzakami, bezlitośnie łamiąc je swoim wieńcem. W pewnej chwili z mojej prawej strony ze ściany lasu bardzo ostrożnie wyłoniła się łania, jej śladem podążał młody byczek, szpicak. Gdzieś w oddali niestrudzony bojownik dalej masakrował gałęzie, rycząc przy tym przeciągle. Łania powoli przemierzała łąkę, byczek wyraźnie czuł mocniejszego przeciwnika, bo co chwilę nerwowo spoglądał w stronę lasu. Byk wyczuł łanię i z szybkością rakiety wybiegł na łąkę. Moje serce pracowało na najwyższych obrotach, ręce zaczęły się trząść. Mimo zimna czułem narastające ciepło. Jakieś pięćdziesiąt metrów ode mnie stał pan tych terenów, piękny dziesiątak. Jego wieniec wyglądał bajecznie – piękne grube tyki z białymi końcówkami odnóg. Cały majestat byka był wręcz królewski, okazały wieniec dumnie prezentował się na głowie, ciemna suknia okrywała ciało, zdobiły go brązowa broda i grzywa na karku. Widok, który za chwilę dane mi było zobaczyć, pozostanie ze mną na długo – byk dumnie przystanął na środku łąki, wyprostował głowę i przeciągle zaryczał, z nozdrzy buchnęła mu para. Emocji, jakie wtedy przeżywałem, nie da się opisać, rykowisko trzeba po prostu zobaczyć i przeżyć. Po niedługim czasie król zdał sobie sprawę, że koło łani kręci się mniejszy chłyst, przypuścił więc szarżę na młokosa. Czułem, jak ziemia drży pod naciskiem jego racic. Szpicak znikł w lesie, a pan tych włości wrócił do swojej damy, z którą zaszyli się w gęstwinach. Na odchodne zaryczał dumnie, odpowiadając na zaczepki reszty byków ryczących wokoło”.