To moja druga książka autorki, jaką miałam okazję czytać, a że lotnictwo i życie stewardes zawsze mnie pasjonowało, tematyka ta wpisuje się w moje zainteresowania. Życie niedostępne dla wielu, życie, które wielu z nas wyobraża sobie niczym krainę mlekiem i miodem płynącą, a stewardesa kojarzy się niczym piękna, posagowa muza przemierzająca na wysokich obcasach pomieszczenia czy płytę lotniska. Nic bardziej mylnego, każdy zawód ma swoje cienie i blaski, nawet tak niedostępny i rzekomo wymarzony, jak zawód stewardesy. Teresa Grzywocz przybliża i odczarowuje nieco ten specyficzny zawód; opowiada o pracy dla masowych przewoźników oraz o charakterystycznej pracy dla pasażera VIP; przybliża realia pracy prywatnych stewardes oraz niepewności o grafiki, o dzień następny, czasami nawet o najbliższe godziny. Sytuacje upokarzające i te, które zawsze w akcie życzliwości zapadną w pamięci, jet lagi, opuchnięte stopy, raj zakupowy i telefony w środku nocy, po których należy się przygotować i zebrać do lotu.
Praca stewardesy może wydawać nam się piękna, kolorowa niczym bajkowy sen, a czy taka jest w rzeczywistości? Niekoniecznie. Niepewny grafik zmieniający się z chwili na chwilę, cięgłe zmiany planów, zero życia rodzinnego i możliwości planów urlopowych, brak snu, ciążąca na personelu pokładowym odpowiedzialność, nie zapomnijmy również o pasażerach, a to głównie oni sprawiają, że lot przebiegnie miło lub wręcz przeciwnie, będzie dramatem. Bywa śmiesznie, zabawnie, ale bywa okrutnie i niesprawiedliwie w tym podniebnym śnie.