MAŁY W klasie cisza — jak makiem zasiał. Gospodarz klasy stoi obok katedry i wyczytuje nazwiska uczniów. Wywołani podchodzą do nauczyciela i odbierają z jego rąk świadectwa całorocznej pracy. W pierwszej ławce siedzi Romek Orkowski. Dużemi, jasno-niebieskiemi oczyma śledzi pilnie każdy ruch wychowawcy i czeka chwili, kiedy usłyszy swoje nazwisko i będzie się mógł przekonać naocznie, jaką otrzymał cenzurę. Jest pewny, że będzie promowany do klasy szóstej, jednakowoż zdaje sobie doskonale sprawę, że jest zdenerwowany, uczuwa przyspieszone bicie serca i lekkie, ledwie odczuwalne wewnętrzne drżenie. — Orszulski! — wywołuje profesor. Na dźwięk pierwszych głosek podnosi się Romek szybko i równie szybko siada z powrotem, przekonawszy się, że to nie o niego chodzi. Cały szereg nazwisk i uwag: promocja, jedna poprawka, promocja, pozostawienie na drugi rok, dwie poprawki, promocja... Niecierpliwość Romka rośnie z każdą niemal sekundą. — Może mojego świadectwa zapomniał przynieść? — przebiega mu przez głowę szybka myśl. Kolega z prawej strony trąca go w bok. — Romek! patrz, mam „dryndę“ z algebry, całe szczęście, że tylko jedna! Romek bierze z rąk kolegi świadectwo i przegląda je. W roztargnieniu jednakże prawie nic nie widzi, nie rozróżnia liter, wyrazów i cyfr. W tej chwili słyszy głośno wypowiedziane swoje nazwisko. Przez moment doznaje skostnienia i zamarcia wszystkich członków. — Masz dobre stopnie — słyszy pochwałę profesora — jesteś pilnym uczniem. Płomień radości przebiega przez ciało Romka, obejmuje go dobroczynnym, rozkosznym dreszczem. — Więc dziś jeszcze — myśli uszczęśliwiony — będę mógł jechać do Olszanki, jeszcze dziś... Po wyjściu profesora żegna się z kolegami i wybiega szybko na ulicę. Ciocia Zagrzejewska, u której mieszka, czeka już na niego, wyglądając przez okno. — Ciociu, ciociu, promocja! — krzyczy zdyszanym głosem — dobre stopnie! W trzy kwadranse potem siedzi Romek w wagonie obok trzech nieznajomych panów, głośno o czymś rozprawiających. W przedziale niema poza tym nikogo. Pociąg rusza wolno, sapiąc przeraźliwie.(...)