Ta książka jest jak poświąteczny bigos, robiony przez zaradną gospodynię w taki sposób by się nic nie zmarnowało. Czegoż to w nim nie ma, resztka grzybków, jakiś przyschnięty, niedojedzony boczuś, trochę pieczeni itd, itp. Tak właśnie wygląda ta książka, jak wymieszany groch z kapustą, zasmażką, a na koniec zabili go i uciekł i to DOSŁOWNIE!😉.
Mnóstwo powtórzeń, jakichś zupełnie irracjonalnych działań i to niezależnie od tego czy na prochach i alkoholu, czy na amnezji, czy w ogóle na czysto. Jak dla mnie mało strawny ten "bigos".