Kiedy Stanisław Szczepański miał 12 lat za namową ojca, wykładowcy w Zasadniczej Szkole Rybołówstwa Morskiego w Świnoujściu, popłynął na statku szkolnym m/s "Emilia Gierczak" w siedmiodniowy rejs kandydacki po Bałtyku. Po powrocie do domu słaniając się ze zmęczenia zapewnił ojca: "nigdy w życiu nie będę marynarzem ani nigdy więcej nie popłynę w morze". Minęło 30 lat a z morzem, którego się bał, jest za pan brat. O marynarzach, rybakach dalekomorskich i oceanicznych, o tęsknocie do domu, a w domu do morza wie wszystko - no, prawie wszystko. Kiedy doszedł pięćdziesiątki zdecydował się o tym napisać. Z zaskakującym poczuciem humoru, brawurą i nutą liryzmu. Pływa na stanowisku I mechanika, jest kochającym ojcem i mężem, mieszkańcem Świnoujścia ale zawodu marynarza uczył się we Wrocławiu (absolwent Technikum Żeglugi Śródlądowej). Oto jeszcze jeden polski paradoks - marynarzy uczą na Dolnym Śląsku a nie, jakby tego oczekiwano, w jednym z największych portów krajowych, w Świnoujściu. Łatwiej go pytać gdzie dotąd nie był: 3 oceany, 18 mórz, 5 kontynentów, 38 krajów; od Arktyki po Antarktydę, od Grenlandii po Przylądek Horn na krańcu Ameryki Południowej. Od lat cieszy się wśród marynarzy sławą niezrównanego gawędziarza i skarbnicy morskich anegdot. Teraz podzielił się z czytelnikami opowieściami o tym, co widział i przeżył, o ludziach, których spotkał, o potrawach, smakach, zapachach, egzotycznych obrzędach i wreszcie o tym, co czują i myślą marynarze, kiedy są z dala od domu.