Ciężko jest się wgryźć - i to wina pierwszego rozdziału! Jakiś facet przyjeżdża na wieś, do bajorka z wodą i zaczyna snuć opowieść, że miał kota i tego kota rozjechał gościu wydobywający opale, ale dał mu nowego kota i on co tydzień dostawał od taty komiks.... Rajuśku. Póki nie pojawia się Urszula, to jest tak miałko. A później się dzieje, choć nie jest to wartka akcja.
Nie wiem, co tym razem został wzięte na tapetę przez Gaimana - trzy baby, baptyzm, szamanizm czy inne religijno-mistyczne rzeczy. Pojęcia nie mam i w odbiorze mi to nie przeszkadza. Trochę taki horror - rzecz z robakiem i stopą czytałam na pełnym obrzydzeniu. Trochę fantasy - bo Urszula, ptaki i ocean. I w pełni młodzieżówka, wszak bohaterem jest siedmiolatek, i choć opowieść jest snuta już przez dorosłego, to jednak rozumowanie jest na poziomie dziecko/nastolatek.
Plusem jest, że jak już rusza wątek Urszuli, to człowiekowi czyta się szybciej. Nie ma zawiłej fabuły, nie ma już dziwactw i jakoś to leci. Minus natomiast... no to ani to wybitne, ani warte zapamiętania. Ot, takie opowiadanie, które rozrosło się w książkę. Fabuła mnie nie porwała i czytałam tylko po to, by dowiedzieć się, kim jest Ulka, i niby się dowiedziałam, ale się nie dowiedziałam. Musiałam googlować (i się zawiodłam).