Niesamowite jest to, że czytało mi się ją naprawdę lekko i tak szybko. Autorka w tak niewielu stronach potrafiła zadziwić mnie stylem, historią, opisami miejsc i samymi bohaterami. Od razu polubiłam Julię z która jawiła się jako zwykła dziewczyna. Rozumiałam jej postępowanie aż za dobrze. Za to jej mąż odpychał mnie tak mocno jak zapach świeżo wyrzuconego obornika w upalny dzień. Typowy męski dupek, który zamiast mózgu miał członek, a na miejscu przyrodzenia widniał kilkusekundowy wyzwalacz plemników. W jego zachowaniu nawet na sekundę nie dostrzegłam miłości, już o czułościach nie wspominając. Jego ego było większe niż polskie góry i dawał z siebie to samo, co one. Czyli wygląd;-)
Do samego wyjazdu Julki czytało się nawet spokojnie. Widać, że autorka dostrzega wiele rzeczy na świecie i umie je z precyzją i lekkością opisywać. Sam początek książki zaczął się nagle, jakby wyrwany z kontekstu, jednak był potrzebny, byśmy zrozumieli relacje jaka miała miejsce w ich małżeńskim łożu. Natomiast później, to moja babcia trzy razy by się przeżegnała, gdyby przeczytała o tak ,,pruderyjnych" rzeczach, które zdobiły ten obóz. Powiem wam tylko, że nie na darmo się podkreśla, iż mężczyźni z wielskich klimatów potrafią być niezłymi ciasteczkami z mocno wyrzeźbioną klatką piersiową (jeśli mam to delikatnie określić;-)). Gołym okiem widać, że sama jazda na koniu jest znana pisarce, tak jak i sprawy damsko-męskie. Umie sprawić, że nie tylko bohaterom, ale i czytającym przejdą prą...