Fragment: [...] Uniósł rękę. Niemy sygnał przekazywano od oddziału do oddziału - ludzie i konie zatrzymali się z ulgą. To był już dziewiętnasty dzień marszu. Wszyscy byli zmęczeni, daleko od domu, niepewni czy im się powiedzie. Podtrzymywała ich na duchu tylko wola Ortiza, jego pewność, że ta najdłuższa w historii Hegemonii wyprawa przyniesie największe łupy. Od lat podróżni przynosili opowieści o kwitnącym i spokojnym mieście na równinach. To młody Ortiz zdecydował o wysłaniu zwiadowców, by potwierdzili te historie. Aramanth było bogate i niestrzeżone. - Jak bogate? – zapytał. Zwiadowcy postarali się to oszacować najlepiej, jak potrafili. - Dziesięć tysięcy. Co najmniej. Dziesięć tysięcy! Żaden dowódca nie przywiózł aż tyle, ani nawet połowy tego do Hegemonii. Ortiz miał ledwie dwadzieścia jeden lat, a już w jego zasięgu leżało takie przedsięwzięcie, które z pewnością przyniosłoby mu chwałę, wielki honor i największe nagrody. Niebawem nadejdzie dzień, gdy Pan wybierze następcę, swojego adoptowanego syna. A Marius Semeon Ortiz ośmielał się marzyć, że to on właśnie uklęknie i powie: „Panie! Ojcze!”. Ale wpierw trzeba zebrać plon z Aramanth i dostarczyć go bezpiecznie do domu. Odwrócił się, by raz jeszcze spojrzeć na odległe miasto, gdzie gęstniał mrok i zaczynały zapalać się światła. Niech prześpią jeszcze jedną noc w spokoju, pomyślał. O brzasku wydam rozkaz, a moi ludzie zrobią co do nich należy. Aramanth spłonie, a dziesięć tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci stanie się niewolnikami Hegemonii. [...] Spokój nie trwał długo. Pieśniarz Wiatru zamilkł. Wystarczyła jedna straszliwa noc, by mieszkańcy, niegdysiejsi niewolnicy ocen i osiągnięć, stali się niewolnikami w pełnym tego słowa znaczeniu. Niewola ciała jest straszna, ale straszliwa Hegemonia potrafi także zniewalać umysły... Aramanth zostało zniszczone. W spalonych ruinach została tylko Kestrel Hath, przerażona i spragniona zemsty. Czy ona i Bowman zdołają uratować swój lud? Czy wiatr znowu zaśpiewa?