Historia książki "Niewinność Lukrecji" opiera się na misji zdobycia dowodów obciążających pewnego nieuchwytnego mafiozy. By tego dokonać Specjalna Agencja Wywiadowcza postanawia wyciągnąć zeznania od jednego z jego bliskich współpracowników, pewnego senatora. A komu mężczyzna zwierzy się najszybciej? Na pewno swojej ukochanej. Do tego zadania zostaje wytypowana tytułowa Lukrecja, była agentka, której zdolnościami nikt nie jest w stanie dorównać. Pieczę nad nią ma sprawować młody agent Paul, dla którego jest to moment na wykazanie się, może mu to pomóc w przyszłej karierze. Jednak sprawy komplikują się, gdy Paul dowiaduje się, że Lukrecja ma swój tajemny plan, który zamierza podstępnie zrealizować...
Zapowiada się dosyć ciekawie, prawda? Niestety, potencjał historii został doszczętnie zmarnowany. Styl powieści jest rozwlekły, zdania dziwnie długie, przez co szybko traci się ich sens. Akcji nie ma tutaj prawie wcale, cała historia opiera się na wspominkach o kilku bohaterach, które jednak nie wnoszą za wiele do fabuły. Intryga jest skromna i dosyć banalna. Bohaterowie, mimo rozwlekłych historii z przeszłości, płascy i bezbarwni, nikogo z nich nie polubiłam, ani nie znielubiłam, byli mi w sumie obojętni. Nie rozumiem też dlaczego akcja powieści nie została osadzona w polskich warunkach – to mogłoby dodać jej kolorytu. Jedyną postacią mająca dosyć ciekawą historię jest gosposia Lukrecji, która ma za sobą interesującą przeszłość. Niestety więcej plusów nie potrafię znaleźć.