"Nieświęty Mikołaj" to książka spod znaku: wiara, nadzieja, miłość. Jak można było się domyślić i ta publikacja nie będzie pozbawiona schematów, ale to tak samo jak z filmami o podobnej tematyce. Niby wiemy czego można się spodziewać, a wybieramy je z uwagi na czas i okoliczności, by mocniej poczuć święta, by otulić się błogą atmosferą, być może żeby uciec przed problemami, które nie mają litości i doganiają razem z końcem roku. "Nieświęty" może w tym pomóc, o ile bardziej nie zirytuje Jaśmina i jej przecudowny urok osobisty, będący na granicy bożonarodzeniowego cudu i elfickiej magii. Przy tym odczarowanie jej księcia będzie niczym, bo przecież w tak wyjątkowym przedświątecznym momencie zawsze znajdzie się chmara zarówno bliskich, jak i obcych, którzy z radością rzucą się z pomocą. Mały Julek zrobi niemałą robotę, usłużny prawnik tez dołoży niemało od siebie, no i tajemniczy Mikołaj, dzięki któremu zyskamy wiarę w cudowność świąt i drugiego człowieka.
Oczywiście historia jest przewidywalna, z góry wiadomo jak się wszystko potoczy, ale to tak samo jak w kinie familijnym i tu nie byłoby zgrzytu, bo przecież sięgamy po tego typu książki wiedząc co w nich będzie. Za to mam żal, że postaci zbudowane są jakby od niechcenia, prosto, schematycznie, a przecież właśnie tutaj można było zaskoczyć czytelnika. Na pewno na plus jest humor, z jakim podchodzi się do pewnych wydarzeń. Czasem będzie to też śmiech przez łzy. A morał z historii taki, że warto przeżyć i pogodzić się ze stratą, by potem dostrzec w swoim życiu coś wyjątkowego, ważnego.