Nie jest to książka kibicowska, ale przez kibica napisana. Twórca istniejącej prawie 10 lat „Drogi Legionisty” zaprasza na „Nienawidzę świata, który mnie nakręca”, historię młodej osoby zagubionej w ciemnym mieście. W czasie kiedy bunt ulic stał się jałowy, pokusy życia zanurzonego w hedonizmie ponownie wydostają się na zewnątrz. W powrotach do starych nawyków pomaga bohaterowi nowo poznana kobieta z telewizji rozrywkowej „Euforia”. Dokąd to wszystko zaprowadzi? Lektura w sam raz na zimowe rozkminy, kiedy zostawiamy nieco z boku stadiony, ale cały czas mówimy swoim językiem.
Wystarczy chwila by zawrócić z dobrej drogi i ponownie znaleźć się na życiowym zakręcie. Życie w mieście jest niczym nieostrożne płynięcie przez Wisłę, w której pełno wirów. Miasto pełne jest pokus, życie pełne jest okazji, z których trudno człowiekowi nie skorzystać. Mało kto odczytuje to jako walkę, uważa osiem złych myśli za myśli złe. Zdarza mi się wrzeszczeć w betonowej dżungli, że chciałbym, niczym Ewagriusz, znaleźć się na pustyni, nie widzieć przez chwilę tych bloków, nie słyszeć ludzi rozmawiających w swoich autobusach przez smartfony. Niestety, nie ma dokąd uciec, nie ma jak się schować. Gdziekolwiek byś uciekł, Ciemne Miasto będzie czekało na Ciebie i przyjmie Cię ponownie w swe toksyczne ramiona. No… chyba, że akurat zamkniesz się w pokoju po to, by je opisać! Tak powstała moja druga książeczka. Skończyłem, finito! Ostatnie szlify, co by żadne „ó” nie napisać „u” i drukujemy! Oficjalnie – ponownie numeru ISBN użyczy Instytut Norwida!
Polityczne, religijne i wreszcie życiowe rozkminy umieszczam na tle niezbyt popularnym, niezbyt typowym dla książek i tekstów wydawanych w środowisku nacjonalistycznym, a tym bardziej kibicowskim. Mimo, iż swoje korzenie zawsze zaznaczam, nie chcę trzymać się żadnego schematu typu „książka kibicowska”, „książka nacjonalistyczna” – nie, to nie jest żadna taka książka. Stali czytelnicy „Drogi Legionisty” znają moje „podróże” i to jest jeszcze jedna z nich, coś co mam nadzieję będzie dla Was inną lekturą niż wszystkie. Innym wieczorem. Kupicie bilet do mojego kina za 3 dyszki i nie będziecie żałowali seansu.
W „NŚKMN” chodziło jak zwykle o życiowe rozkminy, aczkolwiek tym razem starałem się je zawrzeć w historyjce jednego człowieka, który opowiada książkę w pierwszej osobie. Znane Wam wątki ulicy XXI wieku poplątają się ze sobą, tak jak poplątane są czasy, w których przyszło nam żyć. Jest to inna książka niż „Taniec na linie”. Zupełnie inna, mam nadzieję.
Musiałem wyrzucić z siebie jeszcze trochę brudów, które gnębią sumienie. Nie oznacza to, że przeczytacie autobiografię, po raz kolejny odpowiadam na to pytanie, tym razem przed faktem (po „Tańcu” było ich wiele). To raczej krzywe zwierciadło syfu w jaki wplątuje się młodzież XXI wieku i który widziałem kątem oka.
Czasem muszę coś ze sobą przegadać bez fajerwerków, wyrazić noszony w sobie żal, korzystam tu m.in. z inspiracji Houellebecq. Zresztą inspiracji było naprawdę wiele, jak zwykle. Jak zwykle polecam swoje „dziecko” tym, którzy lubią rozmyślać o życiu przy przygaszonym świetle i oczekują na – być może – alternatywne spojrzenie na rzeczywistość, na swoje środowisko, na świat i idee, które nas otaczają. Taki był plan.
Jeśli chcesz odpocząć od czytania relacji, akcji, politycznych felietonów i informacji, zapraszam na coś zupełnie innego. Może znajdziesz tu coś, co odniesie się do Twojego życia? Nie wmawiam sobie, że to jakaś wielka literatura, o ile jakakolwiek. To po prostu solidna dawka moich przemyśleń, całkowicie świeżych. Jeśli lubicie – zachęcam do zakupu „Nienawidzę świata, który mnie nakręca”!