"Lepiej, jak nikt nie jest nic nikomu winien, prawda?"
Przyznaję, że jestem pozytywnie zaskoczona tą książką. Bardzo mi się podobała, począwszy od klimatycznej, a jednocześnie jakiejś takiej groźnej okładki po treść i konstrukcje bohaterów. To moje pierwsze spotkanie z tym autorem i raczej nie ostatnie.Nie ma w tej książce nic z tak nielubianego przeze mnie wodolejstwa. Wszystkie opisy mają swoje uzasadnienie w fabule.
Młodziewice, jedna z tych mieścin, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, ale każdy trzyma język za zębami. Miasteczko, w którym nigdy nic się nie dzieje a jedyny śledczy kryminalny, nie ma zupełnie nic do roboty. Jest to miejsce, które nie dość, że jest uznane za uzdrowisko, to jeszcze w dodatku nosi chlubny status jednego z najbezpieczniejszych miejsc w kraju. Mamy tutaj względnie świeże powietrze, kościół dla wiernych i nawet schronisko dla bezdomnych prowadzone przez księdza.
Jakież jest więc zdziwienie wszystkich, łącznie z jedynym śledczym kryminalnym, Kośnierzem, kiedy znalezione zostają zwłoki bezdomnej kobiety, która została bestialsko zamordowana. Książka w mojej ocenie, napisana bardzo dobrze, wszystkie postacie są dla mnie wiarygodne do bólu. Śledztwo prowadzone jest niespieszne, a sam Kośnierz, im więcej się o nim dowiadujemy, tym wydaje się dziwniejszy.
Żeby było jeszcze ciekawiej, do miasteczka przyjeżdża Bogart, nie, nie TEN Bogart 😉, tylko Wiktor, komisarz z samej wojewódzkiej. Jak dogada się z Kośnierzem, co odkryją obaj, czy na pewno będą obaj grali do przysłowiowej tej samej bramki? Będzie naprawdę ciekawie. Moja pierwsza myśl po zakończeniu czytania "Jakież to polskie"...