Niebo jest wszędzie przeczytałam już jakiś czas temu, ale dopiero teraz jestem w stanie napisać coś o tej książce.
Jest ona tak skrajnie emocjonalna, że raz lecą Ci łzy wzruszenia, a za chwilę śmiejesz się do rozpuku.
Książka porusza bardzo smutny temat - śmierć. W tym przypadku, dla Lennie umiera siostra. Siostra, z którą była bardzo zżyta. Dzieliły nie tylko pokój, ale także swoje radości, smutki, wzloty i upadki. Były nierozłączne, nawet gdy na drodze jednej z nich stanął chłopak. Bailey odchodzi zupełnie niespodziewanie. Dla rodziny oraz jej chłopaka jest to ogromna tragedia. Każdy, na swój sposób stara się z tym pogodzić. Jednym wychodzi to lepiej, innym gorzej.
Sam proces tej żałoby, tego jak Lennie sobie z nią radzi, bądź nie, był moim zdaniem naturalny. Myślę, że każdy, kto kiedyś stracił kogoś bardzo bliskiego, w chwilach szczęścia zastanawiał się: "Jak mogę w takiej chwili być szczęśliwa? Przecież całkiem niedawno odeszła bliska mi osoba. Powinnam przeżywać żałobę, a nie cieszyć się z udanego spotkania z nowo poznanym facetem. Właśnie, czy w ogóle powinnam była się z nim spotykać? Czy nie powinnam zamknąć się w domu i ryczeć w poduszkę?" Bycie szczęśliwym w takim momencie wydaje nam się co najmniej nie na miejscu. To jest mylne myślenie, nie zmienia to jednak faktu, że w takich chwilach, często przychodzi nam to do głowy. Podobnie jest z Lennie. Ma ogromne wyrzuty sumienia, że potrafi się uśmiechać, a nawet śmiać, że całuje się z chłopakiem i odczuwa przyjemność, że cokolwiek sprawia jej radość.
I o tyle, o ile to jest naturalne i jak najbardziej to rozumiem, to nie mogę zrozumieć więzi, która narodziła się miedzy nią, a Toby'm - chłopakiem jej siostry. Totalnie tego nie rozumiem. Nie wiem, jak ta relacja miała im pomóc w pozbieraniu się po śmierci Bailey. Nie potrafię sobie tego wyobrazić i jest to dla mnie jakaś abstrakcja. Zwłaszcza, że jak sama Lennie twierdziła, nic do niego nie czuła, żywiła natomiast uczuciem innego chłopaka..
Po za tym książka bardzo mi się podobała. Dużo dawały skrawki rozmów sióstr, wiersze, które Lennie spisywała na kartkach, kubkach, papierkach po cukierkach i rozrzucała po mieście. Dzięki temu dużo dowiadujemy się o łączącej je więzi, łatwiej jest nam się wczuć w tę książkę.
Ogólnie czytało się ją naprawdę szybko i przyjemnie. Na tyle na ile temat śmierci, może nie tyle samej śmierci, co całej tej jej otoczki, smutku, żałoby może być przyjemny. I mimo tej absurdalnej relacji Lennie z Tobym, oraz tego, że Lennie chwilami bardzo mnie irytowała, ta jej egoistyczna natura, która gdzieś tam momentami wypływała na powierzchnię, książka naprawdę mi się podobała i z czystym sumieniem mogę ją Wam polecić.