Baśka miała fajny biust, Ania styl, a Zośka… Zośka miała czarnego wilczura, który nocą kładł jej się na nogach i chrapał. Nie miała za to szczęścia w miłości, a im bliżej trzydziestki była, tym bardziej marzyła, żeby nieśli jej tę cholerną suknię z welonem i żeby cyganie czekali z muzyką. Rozmyślała o swoim „długo i szczęśliwie”.
Aż do pierwszego trupa.
Trupem tym okazał się Kocio — irytujący kot sąsiadki, który przysposobienie odziedziczył najprawdopodobniej po właścicielce. Wredne babsko oskarżyło o morderstwo Bogu ducha winną Zosieńkę i posłało ją do wszystkich diabłów. Najgorsze, że dzień później kobieta sama zapadła się pod ziemię! A to był dopiero początek tego szalonego miesiąca!