“Te ich wszystkie herezje (...) tyle mnie obchodzą co zeszloroczny śnieg. (...) Ja staram się zrozumieć. I rozumieć mogę, że ich ponosi, gdy słyszą, że Boga nie ma, że na Dekalog można i należy gwizdać, a czcić trzeba Lucyfera. Rozumiem ich, gdy na takie dictum wrzeszczą o herezji. Ale co się okazuje? Co ich najbardziej rozwściecza? Nie apostazja i bezbożność, nie negacja sakramentów, nie rewizje dogmatów czy zaprzeczenie tymże, nie demonologia. Najbardziej ich rozjuszają wezwania do ewangelicznego ubóstwa. Do pokory. Do poświęcenia. Dostają szału, gdy ktoś żąda od nich wyrzeczenia się władzy i pieniędzy.”