Jeśli wierzyć mojej kulejącej pamięci, to ostatnią książkę Cobena czytałem gdzieś tak z pięć lat temu, może więcej. Trochę haniebnie, ale okazja do nadrobienia strat sama się trafiła- generalny remont w bibliotece, w której się zaopatruję, zmusił mnie do hurtowego wypożyczenia książek, a wśród nich znalazł się i "Najczarniejszy strach".
Krótko mówiąc: bardzo mocna rzecz, wystarczył już sam opis zamieszczony na okładce- psychopaci i autentyczni szaleńcy zawsze byli udanymi szwarccharakterami i paradoksalnie na nich opierał się ciężar rozwoju fabuły, nie na ludziach ich ścigających. W tym wypadku jest słodko- gorzko. Liczyłem na to, że Myron będzie prowadził z porywaczem jakąś grę psychologiczną, miał dość częsty kontakt, aby czytelnik dzięki ich rozmowom rzucił się na całego w odmęty szaleństwa, które roztaczałby wokół siebie Siej Ziarno.
Nie będę zdradzał przebiegu wydarzeń, ale jestem lekko zawiedziony, a sam główny bohater sprawiał często karykaturalne wrażenie. Zamiast, co dodało by realizmu, zachowywać się jak szary obywatel, który desperacko szuka wyjścia i rozstrój nerwowy daje mu o sobie znać, Bolitar przeskakuje pomiędzy dwiema postawami: metodycznego detektywa, który bada drobiazgowo każdą poszlakę, a niedługo potem kogoś, kto samym swoim sposobem bycia mówi do najgroźniejszych ludzi: "jestem wkurzającym idiotą, spróbuj dać mi w mordę!".
Brak wiarygodności, to nie tylko mankament głównego bohatera, bo menażeria którą się otacza, sprawia nie mniej groteskowe wrażenie. Choćby zgrywający hipisa, obrzydliwie bogaty buc, który zamienia się w Rambo, lub lejący łzy, dwumetrowy wrestler- transwestyta. No trzymajcie mnie, bo nie wyrobię. W sprawie tłumaczenia: w koszykówce do kosza się rzuca, a nie "strzela". Ja rozumiem- można jednego takiego byka walnąć, ale żeby z uporem maniaka pisać, że główny bohater strzela do kosza, to to już jest ciężki kretynizm.
Tarczą, którą powinien się bronić przed krytyką każdy dobry thriller, jest intryga i sprawne jej rozwinięcie. "Najczarniejszy strach" wypada pod tym względem właściwie bez zarzutu. Są ślepe uliczki, zwroty akcji, pilnie strzeżone tajemnice i obiecujące wątki poboczne. Co prawda pod koniec książka robi się wręcz zbyt zagmatwana, ale całość sprawia naprawdę dobre wrażenie i choćby z tego powodu warto po nią sięgnąć.
Sam zacznę częściej rozglądać się za książkami Cobena, ale chyba odpuszczę sobie te z Myronem Bolitarem- nie wiem jak innych, ale mnie ten bohater zbyt często drażnił.