(...) Świat jeszcze nie widział czegoś takiego. Z rozdartego państwa i spoza jego granic ciągnęły do miasta całe rzesze ludzi pragnących po raz ostatni oddać hołd kobiecie która wszyscy kochali. Docierali pociągani, samochodami, a nawet łodziami. Nieliczni wybrańcy losu przybyli samolotem lądującym na tempelhofie, podczas gdy zwykli smiertelnicy wędrowali całymi dniami, często niosąc na ramionach małe dzieci. Młodzi i starzy, kobiety i męzczyźni, bogaci i biedni, księża i grzesznicy. Lili Schneider nie zyje. Juz nigdy nie zaśpiewa.... (...)